Cześć Kilof! Fajnie, że jesteś spowrotem! : )
...ale z tym postem to będę polemizował. Zaczynam zastanawiać się, czy obaj tak samo rozumiemy zasady standardowe. Napiszę jak ja rozumiem przedstawione przez Ciebie sytuacje w kontekście Instrukcji oryginalnej.
Po pierwsze: Instrukcja opisuje los bezpańskich Przyjaciół (pozostawionych lub jeszcze nie spotkanych choć już wyciągniętych) nakazując im czekać grzecznie na rozwój sytuacji. Może to być Poszukiwacz, może to być Trzęsienie Ziemii lub inna sytuacja. Czekają sobie. Czy w tej kwestii jesteśmy zgodni?
Po drugie: zdarza się, że Przyjaciele giną lub z innego powodu zostają zdjeci z planszy. Otóż podkreślam, że osobiście nie mam żadnych wątpliwości z takimi sytuacjami w kontekście Instrukcji, nie mam też żadnych chęci na zmianę regulacji prawnej takich sytuacji (w kierunku ratowania nieszczęsnych). Niemniej serce mnie boli, ponieważ mam świadomość, że jest to właściwie pożegnanie takiego Przyjaciela z rozgrywką. Ale jeszcze raz podkreślę, że ani myślę cokolwiek zmieniać, albowiem - jak sam napisałeś - życie to nie jebajka. No, może dokładnie tak nie napisałeś, ale nie bądźmy drobiazgowi
.
Nie wiem czy dobrze zrozumiałeś tą zasadę, ale Przyjaciele nie mają być usuwani z gry na stałe, tylko trafiają na stos kart użytych, tak więc przy długiej grze jest szansa, że do niej wrócą.
Oczywiście, że dobrze zrozumiałem tę zasadę, bo co innego miałbym myśleć? Przecież nie istnieją dwa stosy kart zużytych, tzn. ten zwyczajny a także drugi, "całkowitej eliminacji z gry". Doskonale wiem, że po wyczerpaniu się stosu Przygód tasuje się stos k. zużytych tworząc na powrót stos Przygód. Wiem to. Naprawdę. I nadal obstaję przy swoim.
Po pierwsze zwykle stos Przygód to tak naprawdę stoooooooos. Grając w samą "podstawkę" w trzy osoby potrzeba minimum 2 godzin ostrej gry, żeby karty "przewinąć". A przecież zwykle gra toczy się w tempie dalekim od galopu, poza tym z każdą porcją dodatkowych kart stos się powiększa. Napisałeś, że "przy długiej grze jest szansa, że do niej powrócą" ale pamiętaj, że najpierw gra musi być na tyle długa, żeby stos się przetasował, następnie jeszcze troche musi trwać, zanim dana karta wypłynie. Uważam, że szanse są liche. Ostatni aspekt jest taki, że w końcowej fazie rozgrywki (kiedy to byłaby szansa na comeback takiej karty) gracze są na tyle wypakowani, że pojawienie sie w takim momencie np. Jednorożca wiele już nie zmienia.
Takie są moje racje. Jednak jeszcze raz podkreślam, że zejście karty zdarza się w grze (nie tylko Przyjaciół, także Przedmiotów i Nieznajomych oczywiście) i to jest normalne. Przecież nie jestem wariatem, nie chcę zawracać Wisły kijem. Nie mam zamiaru apelowac o powstanie zasad ratujących schodzące karty. Czy wyraziłem się jasno? Przeciez już o tym pisałem w postach wyżej... :?
Moje stanowisko jest natomiast takie, że niechętnie witam
propozycje zwiększenia ilości sytuacji, w których dochodzi do zejścia kart. Karta która schodzi przestaje istnieć w grze, a jeśli wypłynie ponownie to już pozbawiona znaczenia. Takie jest moje zdanie. Chętnie poznam Wasze, nawet dam się przekonać jesli argumenty będą mocne.
Teraz jak ja rozumiem uczestnictwo Przyjaciół w walce dwóch Poszukiwaczy (i jak sam gram w takich sytuacjach). Jeśli Poszukiwacze walczą ze sobą, to ich Przyjaciele pomagaja im jak tylko mogą (jedni "pasywnie" dodając punkty samą obecnością, inni aktywnie włączając się do walki).
Jeśli jeden z Poszukiwaczy zginie, to zwycięzca zgarnia wszystko. Wszystkie przedmioty - ile tylko zdoła zabrać i jakie zechce zabrać, także muły, wozy (i już się nie martwi że czego nie zdoła zabrać), zwyczajowo też zgarnia Przyjaciół i calutkie złoto. Jeśli przejęcie danej karty wiąże sie z jakimiś kosztami (np. Najemnik lub Magiczny Pomocnik - zapłata w mz lub wt), to zwycięzca po prostu decyduje, chce płacić i brać kartę czy nie.
Bardzo możliwe, że nie wszyscy tak grają, więc zanim napiszę ciąg dalszy re: do Kilofa - proszę o krótkie posty w tej kwestii. Ja do tej pory nie miałem watpliwości, ale w którymś momencie tej dyskusji się nie rozumiemy i to może być to.
Jeszcze tylko o moralności profesjonalistów:
Co się tyczy kwestii, żeby Przyjaciele 'zarobkowi' przyłączali się do Poszukiwaczy, którzy zabili ich wcześniejszych mocodawców z jednej strony wydaje mi się trafny (chociaż komplikuje zasady)...
hmm, wg mnie tak właśnie stoi w zasadach, nie jest to żadna komplikacja. Instrukcja jest nieco bezduszna w takich sytuacjach... ale wydaje mi się, że zaleca właśnie takie beznamiętne rozstrzygniecie.
...ale z drugiej strony jeśli już tak szczegółowo rozpatrywalibyśmy sytuacje, to można by było przyjąć, że najemnik w czasie walki będzie walczył po stronie tego, kto da mu więcej mieszków złota, a tragarz odpowiednio opłacony przejdzie na stronę Poszukiwacza, który go przekupi, razem z ekwipunkiem, który niesie. Ale wydaje mi się, że zarówno najemnik jak i tragarz to solidne firmy i osobnicy honorowi, więc nie dopuszczą się takiej zdrady.
Wybacz, ale to nonsens. Jakie przekupywanie zatrudnionego? Nawet gdyby nie był zatrudniony, to rozstrzyga banalnie prosta zasada "kto pierwszy ten lepszy". Zresztą sam się z tego wycofujesz całkiem logicznie. Niepotrzebnie tylko zamotałeś fabularnie
ale z drugiej strony fabularne smaczki to cały aromat MiM, prawda?
Gdyby najemnik przyłączył się (od razu) do Poszukiwacza, z którym przed chwilą walczył, to musiałby być to gościu bez żadnych uczuć i straciłbym szacunek do niego
No niestety to zimny drań jest i służy dla złota a nie z serca. Dlatego nazywa się Najemnik. Z innymi zarobkowymi rozstrzygałbym podobnie.