Re: Ciekawe opisy partii Magia i Miecz
: wtorek 08 paź 2024, 07:08
Znalezisk na kompie ciąg dalszy. Zanim rozpocznę, pozdrawiam @astrawiatora, którego uprzejmość przywołana w tym tekście pozwoliła mi do końca cieszyć się rozgrywką. Miłe wspomnienie.
lipiec 2024 r., Zjazd Forum
Sobotę rozpoczęliśmy od wyprawy do Krainy Innowacji. Ta legendarna Kraina od dawna była na ustach wszystkich, czułem więc, że jestem w gronie szczęśliwców. Obok zasiedli @ModulO, @MCSilvia, @ranosz i autor dodatku — @Pablo.

Gdy podszedłem do stołu, czekał na mnie wylosowany wcześniej Poszukiwacz. Był to Hazardzista z dodatku Mefisto. Nie znałem wcześniej gościa, ale możliwość dodawania lub odejmowania punktów Losu od wyniku rzutu sprawiała wrażenie obiecującej, podobnie jak wymiana trofeów na złoto.
Kraina Innowacji, majacząca po drugiej stronie Rwącej Rzeki, nie stała się, mimo wesołego oczekiwania, moim pierwszym wyborem. Najpierw udałem się w Góry. Tam udało mi się z nadwyżką zrealizować prosty plan: znalezienie kamieni szlachetnych (wróciłem z sześcioma wartymi ponad 12 sztuk złota!) oraz upolowanie paru Wrogów celem wzmocnienia statystyk. Gdy wędrowałem wśród stromych górskich grani, napawając się czystym porannym powietrzem, na planszy głównej trwała dynamiczna rozgrywka. Pojawiły się pierwsze Konstrukty, a niektórzy z Poszukiwaczy zapuścili się do Krainy Innowacji, która powolutku zaczęła odsłaniać swoje tajemnice.

Pablo sporo uwagi poświęcał obserwacjom w jaki sposób karty Innowacji wpływają na rozgrywkę. Z czasem zaczęło to przeważać nad zabawą, Pablo wstawał, siadał, doglądał... i najczęściej, gdy przychodziła jego tura, poruszał sią niewłaściwym pionkiem, na co kilka razy zwróciliśmy mu uwagę. W końcu uprzedziliśmy, że „jeszcze raz i spotka Żniwiarza”. (Ten NPC nie brał udziału w grze). Jakoż nie trzeba było długo czekać. Pablo spotkał Żniwiarza i wyrzucił... jeden. No, głupia sprawa, litościwy ModulO przerzucił mu ten rzut w ciemnym losem. Drugi wynik to też było jeden i tak zginął pierwszy z Poszukiwaczy, ha, ha!
Kilka udanych tur w Górach nie pozwoliło mi co prawda na zbudowanie potencjału do pokonania Orlego króla, uznałem natomiast, że mogę mierzyć się z Konstruktami. Wróciłem do Krainy Zewnętrznej tradycyjną drogą i spędziłem trochę czasu próbując odwiedzić wpierw Miasto, potem Wioskę, żeby spieniężyć kamienie szlachetne, a następnie dokonać zakupu uzbrojenia. Ważnym punktem było odwiedzenie Cmentarza, gdzie wydałem niemałą fortunę na odzyskanie punktów Losu do początkowej wartości (wynoszącej 6). Chwilę potem pokonałem swojego pierwszego Konstrukta, który na swojej karcie miał dodatkowe 4 punkty Losu do zagarnięcia. 10 punktów Losu w połączeniu z moją specjalną zdolnością dawało nieprawdopodobne możliwości! Wykorzystałem je bezwzględnie, nie mając litości ani dla Wrogów, ani dla współgraczy (szkoła @Martka).

Mimo rosnącej przewagi starałem się nie szaleć. Nie poddałem się też presji czasu, żeby biec do finału przed godziną 13:00. Na tę godzinę byliśmy umówieni z @astrawiatorem na kolejną grę. Miły ów człowiek wykazał się anielską cierpliwością — przybył punktualnie i obserwował naszą rozrywkę przez następne 70 minut. Czy było na co patrzeć, nie przesądzam, we mnie rosła ekscytacja wraz ze wzrostem statystyk. Liczę, że współgracze napiszą coś od siebie. Ja koncentrowałem się na polowaniu na Konstrukty i zwiedzaniu Krainy Innowacji. Odwiedziłem nawet Klasztor i Targ niewolników. Z upolowanych Konstruktów uzbierałem 13 Ulepszeń, wynik — zauważę skromnie — raczej rekordowy. Wreszcie z determinacją ruszyłem ku nowej, nieznanej Krainie Wewnętrznej. 7 punktów Mocy wydawało się trochę mało, ale za to Siły miałem po kokardę.
Podczas gry zapoznawałem się z nowymi opisami obszarów Krainy Wewnętrznej i na każdą okoliczność miałem przygotowany jakiś gadżet. Nawet gdy zostały przetrzebione szeregi moich Przyjaciół, co zmusiło mnie do porzucenia części Przedmiotów, był to etap, na którym nic nie mogło mnie powstrzymać. Na Koronie Władzy czekało Alternatywne Zakończenie „Bunt Konstruktów”, wymagające spotkania dwóch Wrogów tego typu spośród odrzuconych podczas gry. W pierwszym podejściu skoczyli ku mnie jeden z siłą 9, drugi z siłą 7 dodający do swojego rzutu ataku ilość moich Ulepszeń (których, przypominam, miałem rekordową ilość!). Zmieniłem więc tego drugiego w Przyjaciela. Pierwszy, stając samotnie do walki, dostał srogie bęcki. Tu zaprotestowali współgracze, argumentując, że zgodnie z opisem zakończenia powinienem obu Wrogów „pokonać” i żadna inna opcja nie wchodzi w grę! Byłem na taki obrót sprawy przygotowany. W kolejnej walce rzuciłem 2 Zaklęcia: Zasztyletowanie (przeciwnicy nie wykonywali rzutu ataku) i Siła natury — do mojego rzutu ataku dodały potencjał „wszystkie Zwierzęta ze stosu kart odrzuconych”. A przypomnę, że graliśmy z Górami, gdzie zwierząt jest bez liku i wiele z nich poszło pod miecz. Po rzuceniu Zaklęcia powietrze poszarzało, rozpękło z łoskotem i przybyły owe wszystkie kozy, pająki, żuki, niedźwiedzie, lwy i inne, którym władczym gestem wskazałem swych przeciwników. Epicko skończyłem grę istną masakrą i wygrałem pojedynek w Krainie Innowacji.

Sobotę rozpoczęliśmy od wyprawy do Krainy Innowacji. Ta legendarna Kraina od dawna była na ustach wszystkich, czułem więc, że jestem w gronie szczęśliwców. Obok zasiedli @ModulO, @MCSilvia, @ranosz i autor dodatku — @Pablo.

Gdy podszedłem do stołu, czekał na mnie wylosowany wcześniej Poszukiwacz. Był to Hazardzista z dodatku Mefisto. Nie znałem wcześniej gościa, ale możliwość dodawania lub odejmowania punktów Losu od wyniku rzutu sprawiała wrażenie obiecującej, podobnie jak wymiana trofeów na złoto.
Kraina Innowacji, majacząca po drugiej stronie Rwącej Rzeki, nie stała się, mimo wesołego oczekiwania, moim pierwszym wyborem. Najpierw udałem się w Góry. Tam udało mi się z nadwyżką zrealizować prosty plan: znalezienie kamieni szlachetnych (wróciłem z sześcioma wartymi ponad 12 sztuk złota!) oraz upolowanie paru Wrogów celem wzmocnienia statystyk. Gdy wędrowałem wśród stromych górskich grani, napawając się czystym porannym powietrzem, na planszy głównej trwała dynamiczna rozgrywka. Pojawiły się pierwsze Konstrukty, a niektórzy z Poszukiwaczy zapuścili się do Krainy Innowacji, która powolutku zaczęła odsłaniać swoje tajemnice.

Pablo sporo uwagi poświęcał obserwacjom w jaki sposób karty Innowacji wpływają na rozgrywkę. Z czasem zaczęło to przeważać nad zabawą, Pablo wstawał, siadał, doglądał... i najczęściej, gdy przychodziła jego tura, poruszał sią niewłaściwym pionkiem, na co kilka razy zwróciliśmy mu uwagę. W końcu uprzedziliśmy, że „jeszcze raz i spotka Żniwiarza”. (Ten NPC nie brał udziału w grze). Jakoż nie trzeba było długo czekać. Pablo spotkał Żniwiarza i wyrzucił... jeden. No, głupia sprawa, litościwy ModulO przerzucił mu ten rzut w ciemnym losem. Drugi wynik to też było jeden i tak zginął pierwszy z Poszukiwaczy, ha, ha!
Kilka udanych tur w Górach nie pozwoliło mi co prawda na zbudowanie potencjału do pokonania Orlego króla, uznałem natomiast, że mogę mierzyć się z Konstruktami. Wróciłem do Krainy Zewnętrznej tradycyjną drogą i spędziłem trochę czasu próbując odwiedzić wpierw Miasto, potem Wioskę, żeby spieniężyć kamienie szlachetne, a następnie dokonać zakupu uzbrojenia. Ważnym punktem było odwiedzenie Cmentarza, gdzie wydałem niemałą fortunę na odzyskanie punktów Losu do początkowej wartości (wynoszącej 6). Chwilę potem pokonałem swojego pierwszego Konstrukta, który na swojej karcie miał dodatkowe 4 punkty Losu do zagarnięcia. 10 punktów Losu w połączeniu z moją specjalną zdolnością dawało nieprawdopodobne możliwości! Wykorzystałem je bezwzględnie, nie mając litości ani dla Wrogów, ani dla współgraczy (szkoła @Martka).

Mimo rosnącej przewagi starałem się nie szaleć. Nie poddałem się też presji czasu, żeby biec do finału przed godziną 13:00. Na tę godzinę byliśmy umówieni z @astrawiatorem na kolejną grę. Miły ów człowiek wykazał się anielską cierpliwością — przybył punktualnie i obserwował naszą rozrywkę przez następne 70 minut. Czy było na co patrzeć, nie przesądzam, we mnie rosła ekscytacja wraz ze wzrostem statystyk. Liczę, że współgracze napiszą coś od siebie. Ja koncentrowałem się na polowaniu na Konstrukty i zwiedzaniu Krainy Innowacji. Odwiedziłem nawet Klasztor i Targ niewolników. Z upolowanych Konstruktów uzbierałem 13 Ulepszeń, wynik — zauważę skromnie — raczej rekordowy. Wreszcie z determinacją ruszyłem ku nowej, nieznanej Krainie Wewnętrznej. 7 punktów Mocy wydawało się trochę mało, ale za to Siły miałem po kokardę.
Podczas gry zapoznawałem się z nowymi opisami obszarów Krainy Wewnętrznej i na każdą okoliczność miałem przygotowany jakiś gadżet. Nawet gdy zostały przetrzebione szeregi moich Przyjaciół, co zmusiło mnie do porzucenia części Przedmiotów, był to etap, na którym nic nie mogło mnie powstrzymać. Na Koronie Władzy czekało Alternatywne Zakończenie „Bunt Konstruktów”, wymagające spotkania dwóch Wrogów tego typu spośród odrzuconych podczas gry. W pierwszym podejściu skoczyli ku mnie jeden z siłą 9, drugi z siłą 7 dodający do swojego rzutu ataku ilość moich Ulepszeń (których, przypominam, miałem rekordową ilość!). Zmieniłem więc tego drugiego w Przyjaciela. Pierwszy, stając samotnie do walki, dostał srogie bęcki. Tu zaprotestowali współgracze, argumentując, że zgodnie z opisem zakończenia powinienem obu Wrogów „pokonać” i żadna inna opcja nie wchodzi w grę! Byłem na taki obrót sprawy przygotowany. W kolejnej walce rzuciłem 2 Zaklęcia: Zasztyletowanie (przeciwnicy nie wykonywali rzutu ataku) i Siła natury — do mojego rzutu ataku dodały potencjał „wszystkie Zwierzęta ze stosu kart odrzuconych”. A przypomnę, że graliśmy z Górami, gdzie zwierząt jest bez liku i wiele z nich poszło pod miecz. Po rzuceniu Zaklęcia powietrze poszarzało, rozpękło z łoskotem i przybyły owe wszystkie kozy, pająki, żuki, niedźwiedzie, lwy i inne, którym władczym gestem wskazałem swych przeciwników. Epicko skończyłem grę istną masakrą i wygrałem pojedynek w Krainie Innowacji.
