Historia Brada Johnsona
: niedziela 14 lut 2010, 21:36
Rozdzial I
Wydarzenia ostatnich kilku miesiecy pokazaly mi, jak z pozoru niegrozne zainteresowania moga zmienic zycie w koszmar. Koszmar, ktory zmusil mnie, by powrocic do obroslego w mroczne legendy Arkham.
Kazda historia od czegos jednak sie zaczyna. Wychowalem sie w katolickiej rodzinie, w Ipswich w Massachusetts. Matka i ojciec od poczatku wywierali na mnie presje, abym zostal w przyszlosci duchownym. Jakiez bylo ich rozczarowanie, gdy postanowilem studiowac historie na Uniwersytecie Miskatonic w Arkham. Do dzis rodzicie nie odzywaja sie do mnie i nie odpisuja na listy.
Na studiach nie zdobylem przyjaciol. Wiekszosc czasu spedzalem w bibliotece. Przyznam, iz zycie moje, po tym jak rodzina postanowila o mnie zapomniec, nie nalezalo do najlatwiejszych. Robilem wiec co w mojej mocy, by otrzymac stypendium. Zylem w biedzie, na poddaszu jednej z kamienic, a moje zycie ograniczalo sie do nielicznych posilkow i studiowania ksiazek.
Mimo, iz zmarnialem, utrzymalem sie na studiach, az do ostatniego roku. W tym czasie zdobylem jednak niemala wiedze na temat historii okolicznych terenow. Prawdziwa pasja stalo sie dla mnie studiowanie lokalnych legend. Z zapalem przegladalem artykuly Advertiser'a dotyczace teorii, jakoby w Dunwich zyla rodzina parajaca sie czarna magia. Niektorzy jej czlonkowie zagineli, prawdopodobnie po samosadzie dokonanym przez przesadnych wiesniakow. Czytalem na temat Innsmouth, o ktorego mieszkancach mowiono, iz nie byli ludzmi. O rodzinie Marshow, ktorzy zawarli pakt z diablem, a takze o interwencji sil federalnych w tamtym rejonie.
Czesto rowniez mijalem slynny Dom Wiedzmy, w ktorym rzekomo mieszkala niegdys czarownica z Salem. Nigdy nie dane mi bylo wejsc do srodka, slyszalem jednak historie o ludziach ktorzy tam mieszkali, a ostatecznie skonczyli w miejscowym domu wariatow.
Najwieksza jednak obsesja darzylem tajemnicze ksiegi, w posiadaniu ktorych byl rzekomo Uniwersytet Miskatonic, a do ktorych nie mialem dostepu. Kopie Manuskryptow Pnakotycznych, egzemplarz przekletej sztuki Krol w Zolci oraz rzadko wspominany w innych pismach, zawsze jednak jako najmroczniejsze i najbardziej bluzniercze dzielo, Necronomicon szalonego araba Abdula Alhazreda. W tamtych dniach oddalbym wszystko, aby moc chociaz zobaczyc je na wlasne oczy.
Postanowilem, w ramach pracy koncowej, stworzyc kronike opisujaca wydarzenia jakie mialy miejsce w okolicy na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat. W ramach badan musialem, oczywiscie, odwiedzic opisane przeze mnie miejsca.
Wizyte w Dunwich mozna bylo nawet zaliczyc do przyjemnych, nawet biorac pod uwage oschlosc i podejrzliwosc mieszkancow. Oczywiscie calosc mojej pracy byla jedynie pretekstem, by wreszcie wyrwac sie z Arkham i przyjrzec sie miejscom, o ktorych do tej pory jedynie czytalem. Odwiedzilem wiec stara farme Whateley'ow, aby obejrzec miejsce, w ktorym rzekomo jeden z czlonkow rodziny powolal do zycia przerazajaca bestie. Zobaczylem stary most, na ktorym jak dobrze wiedzialem umieszczono Znak Starszych Bogow, co bylo najlepszym dowodem na to, jak bardzo okoliczni mieszkancy wierzyli w stare, poganskie mity.
Odbylem rowniez wycieczke do Innsmouth, co bylo moim pierwszym bledem. Nie wytrzymalem tam nawet godziny. Smrod ryb, ktory przyprawial o mdlosci i ludzie, wszyscy byli... inni, w szczegolnosci przez oczy. Chyba nigdy nie mrugali. Przestalem sie dziwic, dlaczego kraza plotki, iz mieszkancy tego miasteczka nie sa ludzmi.
Moim kolejnym i byc moze najbardziej brzemiennym w skutkach bledem bylo otworzenie Necronomiconu. Poniewaz wykazalem, iz jest mi on niezbedny w moich badaniach, uzyskalem wreszcie dostep do tego tajemniczego dziela. Juz pierwsze wersy powinny mnie zniechecic. Czytalem jednak i nie moglem przestac. Cthulhu, Hastur, Nyarlathothep i Ithaqua, Shub-Niggurath i Yog-Sothoth. A takze sam Azathoth. Wizja istot oraz wydarzen innych niz wszystko co poznal czlowiek. To co bylo przed nim oraz co nastapi po nim, gdy kolo historii wykona pelen obrot. Ogrom wiedzy ktorej ludzki umysl nie powinien nigdy poznac. Wszystko w tej jednej ksiedze. Czytalem i czulem sie jakby mijaly eony, a wraz z nimi odplywal moj umysl.
Kiedy odzyskalem swiadomosc, znajdowalem sie na drodze prowadzacej do Innsmouth. Zawrocilem oczywiscie. Wiedzialem juz, kim sa Ci ludzie i co zrobili. Wiedzialem, co wydarzylo sie w Dunwich i co skrywal Dom Wiedzmy. Boze. Od tamtego dnia, co noc snie o zatopionym miescie cyklopow. Wiem, ze to R'lyeh, a takze o spoczywajacym tam, pograzonym w wiecznym snie Wielkim Cthulhu.
Ucieklem z Arkham, porzucilem studia i zamieszkalem w Kingsport. Nie znalazlem w nim jednak ukojenia. Zawartosc Necronomiconu nieublaganie odciskala swe pietno. Nocne koszmary, wizje niemozliwych do opisania bestii, byly zaledwie poczatkiem. Od niedawna zaczalem budzic sie w dziwnych miejscach; w lesie, na drodze do Arkham, na cmentarzu. Probowalem zamykac drzwi prowadzace do sypialni na klucz. Nic to jednak nie dawalo.
Gdy nie spalem, nawiedzaly mnie wizje. Widzialem w nich Arkham - spalone, pelne cial, opetane przez niemozliwe do opisania stworzenia. Slyszalem tez glos, straszliwy, przemawiajacy w jezyku jakiego nie slyszal zaden inny czlowiek.
Nic jednak nie przygotowalo mnie na to, co nastapilo dzisiejszej nocy. Najwyrazniej znow lunatykowalem. Nie uwierzylibyscie dokad! Ocknalem sie w jaskini, rozswietlonej blaskiem pochodni. Dookola mnie znajdowali sie ludzie w ciemnych szatach, z twarzami skrytymi w cieniu kapturow. Sam, ubrany w habit, trzymajac sztylet, stalem przy kamiennym oltarzu, na ktorym spoczywaly zwloki mlodej kobiety. Moja glowe natychmiast wypelnily wspomnienia wszystkich tych nocy, ktore w stanie snu spedzilem poza domem. Spotkania w lesie, przy ognisku. Tance, muzyka i krwawe rytualy. Szeptane modlitwy ku czci mrocznych bogow. Wiedzialem, ze zostalem wykorzystany. Wiem, ze pomagalem w przebudzeniu Wielkiego Cthulhu. Wrecz czuje, nawet teraz, jak jego swiadomosc budzi sie, rosnie.
Rzucilem sie do ucieczki. Wyrwalem sie, mimo iz zakapturzone postaci nie chcialy mnie puscic. Wypadlem z jaskini i pobieglem w las. Nie wiem, jak dlugo tak gnalem, ile sil w nogach, gdy nagle znalazlem sie na drodze do Arkham. To tam wszystko sie rozegra. Slyszalem, jak tamci mnie gonia, wszak nie wykonalem jeszcze zadania, jakie mi wyznaczyli. Ruszylem wiec ku miastu.
Nie wiem, dlaczego znalazlem sie akurat u drzwi kosciola. Wiem, ze to na jego schodach opuscily mnie sily. Ktos jednak mnie podtrzymal. Mialem nadzieje, ze wyslucha mej historii. Polowanie trwalo, a czas uciekal.
Wydarzenia ostatnich kilku miesiecy pokazaly mi, jak z pozoru niegrozne zainteresowania moga zmienic zycie w koszmar. Koszmar, ktory zmusil mnie, by powrocic do obroslego w mroczne legendy Arkham.
Kazda historia od czegos jednak sie zaczyna. Wychowalem sie w katolickiej rodzinie, w Ipswich w Massachusetts. Matka i ojciec od poczatku wywierali na mnie presje, abym zostal w przyszlosci duchownym. Jakiez bylo ich rozczarowanie, gdy postanowilem studiowac historie na Uniwersytecie Miskatonic w Arkham. Do dzis rodzicie nie odzywaja sie do mnie i nie odpisuja na listy.
Na studiach nie zdobylem przyjaciol. Wiekszosc czasu spedzalem w bibliotece. Przyznam, iz zycie moje, po tym jak rodzina postanowila o mnie zapomniec, nie nalezalo do najlatwiejszych. Robilem wiec co w mojej mocy, by otrzymac stypendium. Zylem w biedzie, na poddaszu jednej z kamienic, a moje zycie ograniczalo sie do nielicznych posilkow i studiowania ksiazek.
Mimo, iz zmarnialem, utrzymalem sie na studiach, az do ostatniego roku. W tym czasie zdobylem jednak niemala wiedze na temat historii okolicznych terenow. Prawdziwa pasja stalo sie dla mnie studiowanie lokalnych legend. Z zapalem przegladalem artykuly Advertiser'a dotyczace teorii, jakoby w Dunwich zyla rodzina parajaca sie czarna magia. Niektorzy jej czlonkowie zagineli, prawdopodobnie po samosadzie dokonanym przez przesadnych wiesniakow. Czytalem na temat Innsmouth, o ktorego mieszkancach mowiono, iz nie byli ludzmi. O rodzinie Marshow, ktorzy zawarli pakt z diablem, a takze o interwencji sil federalnych w tamtym rejonie.
Czesto rowniez mijalem slynny Dom Wiedzmy, w ktorym rzekomo mieszkala niegdys czarownica z Salem. Nigdy nie dane mi bylo wejsc do srodka, slyszalem jednak historie o ludziach ktorzy tam mieszkali, a ostatecznie skonczyli w miejscowym domu wariatow.
Najwieksza jednak obsesja darzylem tajemnicze ksiegi, w posiadaniu ktorych byl rzekomo Uniwersytet Miskatonic, a do ktorych nie mialem dostepu. Kopie Manuskryptow Pnakotycznych, egzemplarz przekletej sztuki Krol w Zolci oraz rzadko wspominany w innych pismach, zawsze jednak jako najmroczniejsze i najbardziej bluzniercze dzielo, Necronomicon szalonego araba Abdula Alhazreda. W tamtych dniach oddalbym wszystko, aby moc chociaz zobaczyc je na wlasne oczy.
Postanowilem, w ramach pracy koncowej, stworzyc kronike opisujaca wydarzenia jakie mialy miejsce w okolicy na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat. W ramach badan musialem, oczywiscie, odwiedzic opisane przeze mnie miejsca.
Wizyte w Dunwich mozna bylo nawet zaliczyc do przyjemnych, nawet biorac pod uwage oschlosc i podejrzliwosc mieszkancow. Oczywiscie calosc mojej pracy byla jedynie pretekstem, by wreszcie wyrwac sie z Arkham i przyjrzec sie miejscom, o ktorych do tej pory jedynie czytalem. Odwiedzilem wiec stara farme Whateley'ow, aby obejrzec miejsce, w ktorym rzekomo jeden z czlonkow rodziny powolal do zycia przerazajaca bestie. Zobaczylem stary most, na ktorym jak dobrze wiedzialem umieszczono Znak Starszych Bogow, co bylo najlepszym dowodem na to, jak bardzo okoliczni mieszkancy wierzyli w stare, poganskie mity.
Odbylem rowniez wycieczke do Innsmouth, co bylo moim pierwszym bledem. Nie wytrzymalem tam nawet godziny. Smrod ryb, ktory przyprawial o mdlosci i ludzie, wszyscy byli... inni, w szczegolnosci przez oczy. Chyba nigdy nie mrugali. Przestalem sie dziwic, dlaczego kraza plotki, iz mieszkancy tego miasteczka nie sa ludzmi.
Moim kolejnym i byc moze najbardziej brzemiennym w skutkach bledem bylo otworzenie Necronomiconu. Poniewaz wykazalem, iz jest mi on niezbedny w moich badaniach, uzyskalem wreszcie dostep do tego tajemniczego dziela. Juz pierwsze wersy powinny mnie zniechecic. Czytalem jednak i nie moglem przestac. Cthulhu, Hastur, Nyarlathothep i Ithaqua, Shub-Niggurath i Yog-Sothoth. A takze sam Azathoth. Wizja istot oraz wydarzen innych niz wszystko co poznal czlowiek. To co bylo przed nim oraz co nastapi po nim, gdy kolo historii wykona pelen obrot. Ogrom wiedzy ktorej ludzki umysl nie powinien nigdy poznac. Wszystko w tej jednej ksiedze. Czytalem i czulem sie jakby mijaly eony, a wraz z nimi odplywal moj umysl.
Kiedy odzyskalem swiadomosc, znajdowalem sie na drodze prowadzacej do Innsmouth. Zawrocilem oczywiscie. Wiedzialem juz, kim sa Ci ludzie i co zrobili. Wiedzialem, co wydarzylo sie w Dunwich i co skrywal Dom Wiedzmy. Boze. Od tamtego dnia, co noc snie o zatopionym miescie cyklopow. Wiem, ze to R'lyeh, a takze o spoczywajacym tam, pograzonym w wiecznym snie Wielkim Cthulhu.
Ucieklem z Arkham, porzucilem studia i zamieszkalem w Kingsport. Nie znalazlem w nim jednak ukojenia. Zawartosc Necronomiconu nieublaganie odciskala swe pietno. Nocne koszmary, wizje niemozliwych do opisania bestii, byly zaledwie poczatkiem. Od niedawna zaczalem budzic sie w dziwnych miejscach; w lesie, na drodze do Arkham, na cmentarzu. Probowalem zamykac drzwi prowadzace do sypialni na klucz. Nic to jednak nie dawalo.
Gdy nie spalem, nawiedzaly mnie wizje. Widzialem w nich Arkham - spalone, pelne cial, opetane przez niemozliwe do opisania stworzenia. Slyszalem tez glos, straszliwy, przemawiajacy w jezyku jakiego nie slyszal zaden inny czlowiek.
Nic jednak nie przygotowalo mnie na to, co nastapilo dzisiejszej nocy. Najwyrazniej znow lunatykowalem. Nie uwierzylibyscie dokad! Ocknalem sie w jaskini, rozswietlonej blaskiem pochodni. Dookola mnie znajdowali sie ludzie w ciemnych szatach, z twarzami skrytymi w cieniu kapturow. Sam, ubrany w habit, trzymajac sztylet, stalem przy kamiennym oltarzu, na ktorym spoczywaly zwloki mlodej kobiety. Moja glowe natychmiast wypelnily wspomnienia wszystkich tych nocy, ktore w stanie snu spedzilem poza domem. Spotkania w lesie, przy ognisku. Tance, muzyka i krwawe rytualy. Szeptane modlitwy ku czci mrocznych bogow. Wiedzialem, ze zostalem wykorzystany. Wiem, ze pomagalem w przebudzeniu Wielkiego Cthulhu. Wrecz czuje, nawet teraz, jak jego swiadomosc budzi sie, rosnie.
Rzucilem sie do ucieczki. Wyrwalem sie, mimo iz zakapturzone postaci nie chcialy mnie puscic. Wypadlem z jaskini i pobieglem w las. Nie wiem, jak dlugo tak gnalem, ile sil w nogach, gdy nagle znalazlem sie na drodze do Arkham. To tam wszystko sie rozegra. Slyszalem, jak tamci mnie gonia, wszak nie wykonalem jeszcze zadania, jakie mi wyznaczyli. Ruszylem wiec ku miastu.
Nie wiem, dlaczego znalazlem sie akurat u drzwi kosciola. Wiem, ze to na jego schodach opuscily mnie sily. Ktos jednak mnie podtrzymal. Mialem nadzieje, ze wyslucha mej historii. Polowanie trwalo, a czas uciekal.