Relacja z partyjki
: piątek 27 maja 2011, 22:22
Nie będę jakoś się szczególnie rozpisywał jak gra wyglądała, ale parę zdań. Graliśmy we dwie osoby - ja i mój kolega Daniel.
Grę rozpoczęliśmy, ja grałem jako Książę, a kolega Kapłanką. Przez sporą część gry wędrowaliśmy po Dolnym Kręgu, kolega co i raz rzucał Zaklęcia, momentami chciałem nawet pójść na fajka (mimo, że nie palę) i przeczekać, aż skończy rzucanie Zaklęć. Głównie chodziło się do Czarownicy w Osadzie, by dała trochę Magii, by przewlec się przez trzęsawiska. W pewnym momencie wyciągnąłem Półboga, z którego zresztą skorzystać nie mogłem jeszcze wtedy, bo kartę Big Furry Monster blokował, później udało mi się go Zaklęciem "Pan Wszechrzeczy" przywołać na mój obszar i wybrałem sobie Zaklęcie "Kozioł Ofiarny" (czyli MiMowe Odbicie). Wiedziałem, że prędzej czy później, jeżeli Daniel będzie wciąż tak samo szalał Zaklęciami (czytaj: rzucał Zaklęcia bez wywoływania jakiegokolwiek efektu), to bardzo szybko się dorobi Zaklęcia "Przeistoczenia" lub "Pan Postaci". I się dorobił...
W parametrach byliśmy nie całkiem źli, spokojnie każdy z nas miał przynajmniej jeden z nich o wartości 10. W końcu ja wylosowałem kartę "rozstajną drogę", czy coś takiego, że mnie pomiędzy Kręgami rzuca. I wylądowałem w Górnym Kręgu. Połaziłem sobie przez parę tur, bardzo szybko dorobiłem się zdaje się Południcy (Poltergeist effect), z kolei Daniela dopadł zły dotyk, który boli przez całe życie (w Daniela przypadku dosłownie :mrgreen:) rodu Altair i wylądował w KU. Żeby mu nie było samotno tam, to z Południcą pod pachą bardzo szybko (bo w następnej turze) też do KU wtargnąłem.
Chwilę po tym, gdy Daniel się otrząsnął po złym dotyku, opowiedziałem mu historyjkę, że z KU wychodzi się jedynie nogami do przodu. I coś w tym było, Danielowi w KU zajebiście szło, spokojnie mógłby iść i pokonać Dawnych Władców Magicznego Świata, zdobył nawet wszystkie trzy Runy! A w międzyczasie dorobił się Zaklęcia "Szaleństwa". Rzucił je na mnie i zabrał mi "Kozła", a w kilka tur później rzucił na mnie Pana Postaci. Pomachałem swojemu Księciu na "dowidzenia" i wylosowałem Złodzieja. A Daniel koksił dalej, aż w końcu trafił na Kryptę Skamieniałych. Spędził tam lekko ponad 10 tur, aż zginął. I faktycznie opuścił KU nogami do przodu...
Wylosował w zamian Pokutnika, ale że to taka słaba Postać, że człowieka rozpacz bierze na samo spojrzenie na nią, to pozwoliłem mu odrzucić tę Postać i wylosować kolejną, tym razem trafił na Elfa cień. Długo się zresztą nim nie cieszył...
Ja z KU uciekłem niedługo przed tym, jak Danielowi przyszło tam kopnąć w kalendarz i włóczyłem się po Górnym Kręgu, aż w końcu pole po polu doszedłem do Mroźnego Rycerza i dostałem się do Środkowego Kręgu i pozbyłem się evil Przyjaciela. Nie na długo... Daniel oczywiście bawił się w Dolnym Kręgu, w którymś momencie gry nawet zszedł do Środkowego, a ja z kolei dorobiłem się Złego Ducha (Przekleństwa Wiedźmy). Szczęście, że akurat byłem w Środkowym Kręgu, więc przynajmniej do dziada daleko nie miałem...
A potem się przeszedłem do Dolnego Kręgu, bo potrzebowałem Czarownicy odwiedzić parę razy i uciec od Daniela i jego Zaklęć. Bowiem Daniel w międzyczasie spotkał Hinduskiego Maga i zamienił się w Kapłankę z powrotem. Po jakimś czasie udało mi się otrzymać Zaklęcie, nawet nie jedno, tylko trzynaście... Wtedy, to się przyznam szczerze, załamałem. Wylosowałem wszystkie trzy najgorsze możliwe karty w Magiczny Mieczu. Chwilę potem Daniel zakupił Łódź i dostał się do Dolnego Kręgu, by rzucić na mnie Zaklęcie "Władcę Darów" (MiMowską Likwidację), a kilka chwil później jego żona zmusiła nas do zakończenia gry.
Ten stary dziad, to oczywiście ja...
Generalnie, mimo że jestem szefem działu Talisman, bardzo lubię grać w Magicznego Miecza i od czasu do czasu zdarza mi się w niego zagrać. Głównie dlatego lubię MMa, bo takiego dobrego nastroju oraz humoru jak w nim, to ja nawet nie osiągam grając w Talismana:
- Zabiłeś mi łosia!
- A co, chciałbyś by się przyłączył?
- Owszem!
- Nie marudź, i tak musiałbyś rzucać kostką czy akurat miałby w danej walce miałby ochotę ci pomóc *pokazał środkowy palec*
Tamta gra zresztą była swego rodzaju szczególna, bowiem my z Danielem po częstokroć gramy w MMSE, a nie klasycznego MMa. Niemniej jest parę rzeczy, które mi w MM przeszkadzają, może to dlatego że zbyt przesiąkłem mechaniką Talismana. Mianowicie limit rzucanych Zaklęć w turze, a przede wszystkim rzucanie ich nie wywołując żadnego efektu ("ktoś tam sobie przejdzie przez Trzęsawiska"), czyli spell recycling. Druga rzecz taka, że obszary w MM są bardzo, ale to bardzo nieżyciowe. Na wiele z nich się w ogóle nie wchodzi, bo w większości przypadków na "1-5" coś tracisz, a jedynie na "6" coś możesz zyskać, co częstokroć nie jest nawet warte ryzyka zważywszy na to, co można stracić. I wyjątkowo bardzo brakuje mi w MMie obszarów do ciągnięcia kart. O wiele zbyt mało ich jest moim zdaniem.
Niemniej jednak do Magicznego Miecza wracam i zawsze bardzo przyjemnie mi się gra. O ile w Magię i Miecz, to już nie pamiętam ile lat temu ostatni raz grałem, może to nawet będzie i 2006/7 rok, o tyle partyjek w Magicznego Miecza, to zawsze kilka gier w roku mam i zawsze miło wspominam. Co zresztą widać w mojej twórczości fanowskiej, iż zdarza mi się do MMa nawiązywać .
Grę rozpoczęliśmy, ja grałem jako Książę, a kolega Kapłanką. Przez sporą część gry wędrowaliśmy po Dolnym Kręgu, kolega co i raz rzucał Zaklęcia, momentami chciałem nawet pójść na fajka (mimo, że nie palę) i przeczekać, aż skończy rzucanie Zaklęć. Głównie chodziło się do Czarownicy w Osadzie, by dała trochę Magii, by przewlec się przez trzęsawiska. W pewnym momencie wyciągnąłem Półboga, z którego zresztą skorzystać nie mogłem jeszcze wtedy, bo kartę Big Furry Monster blokował, później udało mi się go Zaklęciem "Pan Wszechrzeczy" przywołać na mój obszar i wybrałem sobie Zaklęcie "Kozioł Ofiarny" (czyli MiMowe Odbicie). Wiedziałem, że prędzej czy później, jeżeli Daniel będzie wciąż tak samo szalał Zaklęciami (czytaj: rzucał Zaklęcia bez wywoływania jakiegokolwiek efektu), to bardzo szybko się dorobi Zaklęcia "Przeistoczenia" lub "Pan Postaci". I się dorobił...
W parametrach byliśmy nie całkiem źli, spokojnie każdy z nas miał przynajmniej jeden z nich o wartości 10. W końcu ja wylosowałem kartę "rozstajną drogę", czy coś takiego, że mnie pomiędzy Kręgami rzuca. I wylądowałem w Górnym Kręgu. Połaziłem sobie przez parę tur, bardzo szybko dorobiłem się zdaje się Południcy (Poltergeist effect), z kolei Daniela dopadł zły dotyk, który boli przez całe życie (w Daniela przypadku dosłownie :mrgreen:) rodu Altair i wylądował w KU. Żeby mu nie było samotno tam, to z Południcą pod pachą bardzo szybko (bo w następnej turze) też do KU wtargnąłem.
Chwilę po tym, gdy Daniel się otrząsnął po złym dotyku, opowiedziałem mu historyjkę, że z KU wychodzi się jedynie nogami do przodu. I coś w tym było, Danielowi w KU zajebiście szło, spokojnie mógłby iść i pokonać Dawnych Władców Magicznego Świata, zdobył nawet wszystkie trzy Runy! A w międzyczasie dorobił się Zaklęcia "Szaleństwa". Rzucił je na mnie i zabrał mi "Kozła", a w kilka tur później rzucił na mnie Pana Postaci. Pomachałem swojemu Księciu na "dowidzenia" i wylosowałem Złodzieja. A Daniel koksił dalej, aż w końcu trafił na Kryptę Skamieniałych. Spędził tam lekko ponad 10 tur, aż zginął. I faktycznie opuścił KU nogami do przodu...
Wylosował w zamian Pokutnika, ale że to taka słaba Postać, że człowieka rozpacz bierze na samo spojrzenie na nią, to pozwoliłem mu odrzucić tę Postać i wylosować kolejną, tym razem trafił na Elfa cień. Długo się zresztą nim nie cieszył...
Ja z KU uciekłem niedługo przed tym, jak Danielowi przyszło tam kopnąć w kalendarz i włóczyłem się po Górnym Kręgu, aż w końcu pole po polu doszedłem do Mroźnego Rycerza i dostałem się do Środkowego Kręgu i pozbyłem się evil Przyjaciela. Nie na długo... Daniel oczywiście bawił się w Dolnym Kręgu, w którymś momencie gry nawet zszedł do Środkowego, a ja z kolei dorobiłem się Złego Ducha (Przekleństwa Wiedźmy). Szczęście, że akurat byłem w Środkowym Kręgu, więc przynajmniej do dziada daleko nie miałem...
A potem się przeszedłem do Dolnego Kręgu, bo potrzebowałem Czarownicy odwiedzić parę razy i uciec od Daniela i jego Zaklęć. Bowiem Daniel w międzyczasie spotkał Hinduskiego Maga i zamienił się w Kapłankę z powrotem. Po jakimś czasie udało mi się otrzymać Zaklęcie, nawet nie jedno, tylko trzynaście... Wtedy, to się przyznam szczerze, załamałem. Wylosowałem wszystkie trzy najgorsze możliwe karty w Magiczny Mieczu. Chwilę potem Daniel zakupił Łódź i dostał się do Dolnego Kręgu, by rzucić na mnie Zaklęcie "Władcę Darów" (MiMowską Likwidację), a kilka chwil później jego żona zmusiła nas do zakończenia gry.
Ten stary dziad, to oczywiście ja...
Generalnie, mimo że jestem szefem działu Talisman, bardzo lubię grać w Magicznego Miecza i od czasu do czasu zdarza mi się w niego zagrać. Głównie dlatego lubię MMa, bo takiego dobrego nastroju oraz humoru jak w nim, to ja nawet nie osiągam grając w Talismana:
- Zabiłeś mi łosia!
- A co, chciałbyś by się przyłączył?
- Owszem!
- Nie marudź, i tak musiałbyś rzucać kostką czy akurat miałby w danej walce miałby ochotę ci pomóc *pokazał środkowy palec*
Tamta gra zresztą była swego rodzaju szczególna, bowiem my z Danielem po częstokroć gramy w MMSE, a nie klasycznego MMa. Niemniej jest parę rzeczy, które mi w MM przeszkadzają, może to dlatego że zbyt przesiąkłem mechaniką Talismana. Mianowicie limit rzucanych Zaklęć w turze, a przede wszystkim rzucanie ich nie wywołując żadnego efektu ("ktoś tam sobie przejdzie przez Trzęsawiska"), czyli spell recycling. Druga rzecz taka, że obszary w MM są bardzo, ale to bardzo nieżyciowe. Na wiele z nich się w ogóle nie wchodzi, bo w większości przypadków na "1-5" coś tracisz, a jedynie na "6" coś możesz zyskać, co częstokroć nie jest nawet warte ryzyka zważywszy na to, co można stracić. I wyjątkowo bardzo brakuje mi w MMie obszarów do ciągnięcia kart. O wiele zbyt mało ich jest moim zdaniem.
Niemniej jednak do Magicznego Miecza wracam i zawsze bardzo przyjemnie mi się gra. O ile w Magię i Miecz, to już nie pamiętam ile lat temu ostatni raz grałem, może to nawet będzie i 2006/7 rok, o tyle partyjek w Magicznego Miecza, to zawsze kilka gier w roku mam i zawsze miło wspominam. Co zresztą widać w mojej twórczości fanowskiej, iż zdarza mi się do MMa nawiązywać .